Są zbrodnie bez kary
Nasz Dziennik, 2008-02-24
Sprawa generała "Nila" Dnia 16 kwietnia 1952 r., po kilkugodzinnym "procesie", komunistyczny Sąd Wojewódzki w Warszawie, pod przewodnictwem Marii Gurowskiej, "postanowił Fieldorfa Augusta Emila uznać winnym czynów zarzucanych mu aktem oskarżenia i za to na zasadzie art. 1 pkt. 1 dekretu PKWN z 31 sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy skazać go na karę śmierci". Tak potraktowano legendę Podziemnego Państwa Polskiego czasu wojny, szefa Kedywu Armii Krajowej, w młodości legionistę, który 6 sierpnia 1914 r. wyruszał z krakowskich Oleandrów z Pierwszą Kompanią Kadrową, śniąc sen o wolnej Polsce. Według "sądu", generał August Emil Fieldorf "Nil" występował przeciwko "bojownikom o wolność i wyzwolenie społeczne" [!]. "Udowodniono" mu "morderstwa około 1000 antyfaszystów" [!], dodając, że to tylko "w części obrazuje faktyczne zbrodnie, które obciążają skazanego". Zdaniem "sądu", wyrażonym w opinii dla Sądu Najwyższego PRL, "skazany Fieldorf na łaskę nie zasługuje. Wykazał wielkie natężenie woli przestępczej [...]. Nie istnieje możliwość resocjalizacji skazanego". 24 lutego 1953 r., około godziny 15.00-15.25 zamordowano generała. Aby go jeszcze bardziej upokorzyć i pohańbić, wykonano "wyrok" nie przez rozstrzelanie - na co jako żołnierz, organizator zamachu na Franza Kutscherę zasłużył - lecz przez powieszenie. Według niepotwierdzonych, anonimowych, ale bardzo prawdopodobnych relacji, przed zadaniem śmierci oprawcy kazali "Nilowi" uklęknąć i ukorzyć się. Gdy odmówił, zakatowano go. Powieszono martwe już ciało. Tak mogło być. Oprawcy pod ochroną Kiedy się mówi o ludziach, którzy przyłożyli rękę do śmierci "Nila", najczęściej wymienia się Helenę Wolińską, po pierwszym mężu Jóźwiak, potem Brus. Była komunistycznym prokuratorem wojskowym w stopniu pułkownika. Prywatnie żona komunistycznego generała, przed wojną członka agenturalnej KPP, w czasie wojny szefa sztabu zaprojektowanych przez Stalina formacji GL i AL, po wojnie członka Politbiura PZPR i komendanta MO, także wiceministra bezpieki (1945-1949), wreszcie wicepremiera (1955-1956). To ona nakazała aresztowanie "Nila". Od roku 1971 żyje w Wielkiej Brytanii. Musiała tam wyjechać ze względu na "polski antysemityzm"... Od roku 1998 trwają starania zmierzające do jej ekstradycji i postawienia przed sądem, których końca nie widać. Europa jest "humanitarna", a Wolińska dobiega dziś dziewięćdziesiątki. Brytyjczycy muszą ją chronić, bo przecież polscy "antysemici" i "ksenofobi" mogliby jej wyrządzić krzywdę. Nie ma obawy. My też mamy swoich "humanistów", którzy zadbają o to, by Wolińską przekonywająco usprawiedliwić ("działała zgodnie z prawem"). Wielka Brytania niepotrzebnie kompromituje się, chroniąc zbrodniarkę i uniemożliwiając jej ekstradycję. Niewiele żądamy. Tylko tyle, by ta kobieta została uznana za winną udziału w zbrodni. Bez żalu Maria Górowska vel Gurowska (sama dokonała zmiany w nazwisku) już nie żyje. W czasie wojny była w komunistycznej AL, po wojnie kierowała "szkołą prawniczą", której zadaniem było dostarczenie ludziom od czarnej roboty świadectwa na piśmie, że są "sędziami", "prokuratorami". Uczyli się szybko. Po kilku miesiącach półanalfabeci stawali się "sędziami", gotowymi do zabijania tych, których wskaże partia. To Gurowska skazała "Nila" na śmierć. Nie dożyła wyroku, zmarła w roku 1998. Proces Gurowskiej tak relacjonował tygodnik "Solidarność" w 1. numerze z roku 1998: "W poniedziałek 22 grudnia br. o godz. 9.30 w sali 233 gmachu Sądów przy alei Solidarności w Warszawie rozpoczęła się bezprecedensowa rozprawa. Przed sądem staje dawna sędzina z sekcji tajnej stalinowskiego Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, tow. Maria Gurowska, która przed laty skazała na śmierć człowieka ewidentnie niewinnego. Był nim bohaterski komendant Kedywu Komendy Głównej AK, gen. August Emil Fieldorf 'Nil', powieszony w wyniku decyzji Gurowskiej w więzieniu mokotowskim 24 lutego 1953 r. [...]. Na pierwszą rozprawę oskarżona nie stawiła się, przedstawiając za pośrednictwem swego obrońcy zaświadczenie lekarskie z maja br. o złym stanie zdrowia. Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego mec. Izabela Skorupkowa tak to skomentowała: 'Gdy staje sprawa odpowiedzialności sądowej, zaczyna się istna epidemia. Kolejno Jaruzelski, Kiszczak, Gurowska nie mogą odpowiadać przed sądem ze względu na chorobę'. Mimo protestu [mec. Skorupkowej] sąd odroczył rozprawę, nakazując badanie lekarskie oskarżonej". Dziewięć lat to dla III RP było za mało, by osądzić zbrodniarkę. Zatwardziałą zbrodniarkę, bo do końca życia twierdziła, że wyrok śmierci na generała był słuszny [!], a ona działała "na podstawie obowiązującego wówczas prawa". Trzeba przyznać, że jest w tym żelazna logika. Prawo było "sowieckie", "rewolucyjne". "Nil" nie nadawał się do "resocjalizacji", ponieważ już w młodości "walczył z młodym państwem radzieckim", jak napisano w uzasadnieniu wyroku. Gurowska powinna być sądzona w wolnej Polsce nie za to, że nie przestrzegała obowiązującego w roku 1952 prawa, lecz za to, że dopuściła się zbrodni na człowieku walczącym o niepodległy byt Polski! Paradoks Hemara Tylko że polski wymiar sprawiedliwości nie posługuje się dziś takimi kategoriami, ponieważ traktuje powojenne dominium sowieckie w Polsce jako suwerenne państwo! Jakżeby inaczej, skoro obecna Polska jest tego dominium następcą prawnym?! Skoro w wydawanej w roku 2005 Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN z całą powagą twierdzi się, że Bierut był prezydentem Polski! Skoro twierdzi się, że Polska sowiecka miała "sejm" i że odbywały się "wybory" do tego "sejmu"! To zawsze bardzo dziwiło, wręcz zdumiewało Mariana Hemara, który z dalekiego, nieosiągalnego dla rodaków z kraju Londynu pisał w roku 1953: "Nie mogę się domyśleć, po co im ta zabawa, w jakieś 'wybory do sejmu', w jakieś 'wyborcze prawa' [...]. Pełnoletni bandyci, oprawcy i złodzieje bawią się w demokrację, w prawa i przywileje [...]. Cały kraj mają w garści, ukradli i dzierżą w łapie, jak się żywnie spodoba bolszewickiemu satrapie [...]. Już twoją duszą zgubioną diabły z bezpieki kupczą. Już oni ciebie zgomułczą! Już oni ciebie zosubczą! [...] I naraz te diabelskie syny, kuzyny i szwagry, po zabawach w procesy, w rewizje, czystki, łagry, w egzekucje i zsyłki, w śmierć ludzką i ludzki lament, bawią się. W co? W demokrację, w narodowy parlament!". Marian Hemar już dawno nie żyje. Wydawało się, że paradoks, który tak trafnie przedstawił w swoim wierszu, należy do przeszłości. Jest jednak inaczej. Komunizmu już podobno w Polsce nie ma, a my dalej uprawiamy zabawę polegającą na traktowaniu sowieckiego dominium jako suwerennego państwa i dzieląc włos na dwoje, roztrząsamy, czy zbrodniarze mordujący najlepszych ludzi, jakich miała Polska, działali "zgodnie z obowiązującym wówczas prawem"! Kazali... W grudnia 1950 r. "Nil" został osadzony w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie. Śledztwo prowadził, a raczej preparował, ppor. Kazimierz Górski, który sporządził zakłamany akt oskarżenia, pełen zmyślonych zarzutów. Jego też nie dosięgnęła nierychliwa ręka sprawiedliwości III RP. Twierdził, że tylko zapisywał zeznania generała. "Charakter śledztwa nie zależał ode mnie, wykonywałem tylko rozkazy przełożonych". Ile razy słyszeliśmy to wcześniej z ust zbrodniarzy niemieckich. Befehl ist Befehl! Ilu peerelowskich i postpeerelowskich pisarczyków snuło na ten temat swoje refleksje. O "Nilu" nie napisał żaden, nawet wtedy, gdy już było wolno. Kazimierz Górski nigdy nie stanął przed sądem, choć w jego przypadku nie było problemu z ekstradycją. Mieszka w Warszawie. Towarzysz prokurator Przygotowany przez Górskiego akt oskarżenia podpisał prokurator Benjamin Wajsblech. To on oskarżał "Nila" przed sądem. Jeszcze za Peerelu zarzucano Wajsblechowi przetrzymywanie ludzi w areszcie bez uzasadnionej przyczyny, preparowanie akt śledztwa poprzez usuwanie zeznań korzystnych dla oskarżonych, psychiczne i fizyczne znęcanie się nad przesłuchiwanymi. Zwolniono go z prokuratury po 1956 r., dożywał na wysokiej emeryturze dla "zasłużonych". Zmarł już w czasach III RP, ale jakoś wszyscy o nim zapomnieli. "Autorytet" Sędziowie Sądu Najwyższego Emil Merz, Igor Andrejew i Gustaw Auscaler podtrzymali 20 października 1952 r. wyrok śmierci na generała. Andrejew to człek wielce zasłużony. Współautor kodeksu karnego z roku 1969. Jego podręczniki do dziś polecane są studentom prawa! W roku 1988 Uniwersytet Warszawski opublikował kolejny tom prawniczych "Studia Iuridica" specjalnie dla "uczczenia pracy naukowej Igora Andrejewa" [!]. Podobno profesorowie nie wiedzieli o jego haniebnej roli w skazaniu "Nila". Nie wiedzieli?! Wiedzieli, ale myśleli, że sprawa już przyschła! Kiedy rok później zrobiło się o niej głośno, usunięto Andrejewa z Rady Naukowej Instytutu Prawa Karnego UW. Wszystko, tylko nie skandal. "Azylant" Sędzia Emil Merz już nie żyje, a sędzia Gustaw Auscaler wyjechał w 1968 r. do Izraela, gdzie go powitano z otwartymi rękami jako niewinną ofiarę "polskiego antysemityzmu". Był poszukiwany listem gończym, ale wśród swoich nic mu nie groziło. Zresztą, on nawet nie był sędzią, nie skończył żadnych studiów, tylko partyjne kursa. W razie czego też mógłby powiedzieć, że mu kazali. Wybrała wolność... Tak samo jak Wolińska, w Wielkiej Brytanii znalazła azyl prokurator Paulina Kern, która oskarżała "Nila" przed Sądem Najwyższym. Jeszcze za Peerelu stawiano jej zarzuty łamania prawa. Jeśli świadek obrony był niewygodny, to go po prostu nie wzywała. Kwestionowała wszelkie skargi na fizyczne znęcanie się podczas śledztwa. Kwitowała je krótko: "władze śledcze Polski Ludowej nie biją". Dobrana para Wykonanie wyroku na "Nilu" nadzorowała wicedyrektor Departamentu III Generalnej Prokuratury Alicja Graff. Jej mąż, Kazimierz Graff, oskarżał m.in. kpt. Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca", dowódcę Konspiracyjnego Wojska Polskiego, zamordowanego w lutym 1947 roku. Graffowie spokojnie mieszkają w Warszawie, na "zasłużonej", wysokiej emeryturze. Kombinat zbrodni, jakim był "wymiar sprawiedliwości" Polski Sowieckiej, łączył ludzi. Czy dlatego że czuli się "elitą", czy może dlatego że przynajmniej przed sobą nie musieli się wstydzić? Wykonywali wszak tę samą, brudną robotę. "Nie masz zbrodni bez kary"? Licealiści polscy zapisują w swoich zeszytach słynne słowa z ballady "Lilie" Adama Mickiewicza: "Nie masz zbrodni bez kary". To kwintesencja romantycznego idealizmu. Tylko że młody Mickiewicz nie słyszał jeszcze wtedy o komunizmie i nie miał pojęcia o perfidii jego pogrobowców... Grób "Nila" Nie wiemy, gdzie złożono śmiertelne szczątki generała. Oprawcy zadbali, byśmy nigdy nie mieli co do tego pewności. W końcu ze wszystkich zamordowanych po wojnie żołnierzy niepodległej Rzeczypospolitej ten był najwyższy rangą! Innymi, równie znaczącymi, zajęli się sami Sowieci, na przykład dowódcą Armii Krajowej gen. Leopoldem Okulickim. Nawet nie wiemy, kiedy został zamordowany, bo przecież protokołu z wykonania wyroku śmierci nie ma. Został skazany "tylko" na 10 lat więzienia... Generał "Nil" może spoczywać na Służewcu. Na pewno nie w alei zasłużonych jakiegokolwiek warszawskiego cmentarza, bo tam miejsca zarezerwowano dla sowieckich kolaborantów: aparatczyków, bezpieczniaków, Sowietów "pełniących obowiązki Polaków", sędziów nie wahających się zabijać bohaterów walczących o nasz niepodległy byt, posłusznych prokuratorów, pisarzy z "frontu walki ideologicznej" i innych, na swój sposób "zasłużonych". Wśród nich znajdziemy pułkownika NKWD, powojennego "obywatela prezydenta", zbrodniarza odrzucającego wnioski o ułaskawienie, chętnie pokazującego się wśród dzieci... Badania z użyciem georadaru prowadzone były w lecie zeszłego roku na parkingu koło cmentarza przy ulicy Wałbrzyskiej w Warszawie. To miejsce, które służyło komunistycznemu ministerstwu bezpieczeństwa do skrytych pochówków jego ofiar: "dół kryjomy", jak w pamiętnym wierszu Mickiewicza o matce Polce, wapno, udeptana ziemia jak w bajce Antoniego Goreckiego o diable, który chciał ukryć przed człowiekiem rozsypane na jego drodze ziarno. Ziarno niepodległości, która nigdy nie jest dana raz na zawsze. Jeśli nie wiadomo, gdzie jest grób "Nila", to może być wszędzie - w postaci tablicy z napisem, symbolicznej mogiły. Przede wszystkim w naszych sercach.
Piotr Szubarczyk IPN Gdańsk
Nasz Dziennik, 2008-02-24
Sprawa generała "Nila" Dnia 16 kwietnia 1952 r., po kilkugodzinnym "procesie", komunistyczny Sąd Wojewódzki w Warszawie, pod przewodnictwem Marii Gurowskiej, "postanowił Fieldorfa Augusta Emila uznać winnym czynów zarzucanych mu aktem oskarżenia i za to na zasadzie art. 1 pkt. 1 dekretu PKWN z 31 sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy skazać go na karę śmierci". Tak potraktowano legendę Podziemnego Państwa Polskiego czasu wojny, szefa Kedywu Armii Krajowej, w młodości legionistę, który 6 sierpnia 1914 r. wyruszał z krakowskich Oleandrów z Pierwszą Kompanią Kadrową, śniąc sen o wolnej Polsce. Według "sądu", generał August Emil Fieldorf "Nil" występował przeciwko "bojownikom o wolność i wyzwolenie społeczne" [!]. "Udowodniono" mu "morderstwa około 1000 antyfaszystów" [!], dodając, że to tylko "w części obrazuje faktyczne zbrodnie, które obciążają skazanego". Zdaniem "sądu", wyrażonym w opinii dla Sądu Najwyższego PRL, "skazany Fieldorf na łaskę nie zasługuje. Wykazał wielkie natężenie woli przestępczej [...]. Nie istnieje możliwość resocjalizacji skazanego". 24 lutego 1953 r., około godziny 15.00-15.25 zamordowano generała. Aby go jeszcze bardziej upokorzyć i pohańbić, wykonano "wyrok" nie przez rozstrzelanie - na co jako żołnierz, organizator zamachu na Franza Kutscherę zasłużył - lecz przez powieszenie. Według niepotwierdzonych, anonimowych, ale bardzo prawdopodobnych relacji, przed zadaniem śmierci oprawcy kazali "Nilowi" uklęknąć i ukorzyć się. Gdy odmówił, zakatowano go. Powieszono martwe już ciało. Tak mogło być. Oprawcy pod ochroną Kiedy się mówi o ludziach, którzy przyłożyli rękę do śmierci "Nila", najczęściej wymienia się Helenę Wolińską, po pierwszym mężu Jóźwiak, potem Brus. Była komunistycznym prokuratorem wojskowym w stopniu pułkownika. Prywatnie żona komunistycznego generała, przed wojną członka agenturalnej KPP, w czasie wojny szefa sztabu zaprojektowanych przez Stalina formacji GL i AL, po wojnie członka Politbiura PZPR i komendanta MO, także wiceministra bezpieki (1945-1949), wreszcie wicepremiera (1955-1956). To ona nakazała aresztowanie "Nila". Od roku 1971 żyje w Wielkiej Brytanii. Musiała tam wyjechać ze względu na "polski antysemityzm"... Od roku 1998 trwają starania zmierzające do jej ekstradycji i postawienia przed sądem, których końca nie widać. Europa jest "humanitarna", a Wolińska dobiega dziś dziewięćdziesiątki. Brytyjczycy muszą ją chronić, bo przecież polscy "antysemici" i "ksenofobi" mogliby jej wyrządzić krzywdę. Nie ma obawy. My też mamy swoich "humanistów", którzy zadbają o to, by Wolińską przekonywająco usprawiedliwić ("działała zgodnie z prawem"). Wielka Brytania niepotrzebnie kompromituje się, chroniąc zbrodniarkę i uniemożliwiając jej ekstradycję. Niewiele żądamy. Tylko tyle, by ta kobieta została uznana za winną udziału w zbrodni. Bez żalu Maria Górowska vel Gurowska (sama dokonała zmiany w nazwisku) już nie żyje. W czasie wojny była w komunistycznej AL, po wojnie kierowała "szkołą prawniczą", której zadaniem było dostarczenie ludziom od czarnej roboty świadectwa na piśmie, że są "sędziami", "prokuratorami". Uczyli się szybko. Po kilku miesiącach półanalfabeci stawali się "sędziami", gotowymi do zabijania tych, których wskaże partia. To Gurowska skazała "Nila" na śmierć. Nie dożyła wyroku, zmarła w roku 1998. Proces Gurowskiej tak relacjonował tygodnik "Solidarność" w 1. numerze z roku 1998: "W poniedziałek 22 grudnia br. o godz. 9.30 w sali 233 gmachu Sądów przy alei Solidarności w Warszawie rozpoczęła się bezprecedensowa rozprawa. Przed sądem staje dawna sędzina z sekcji tajnej stalinowskiego Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, tow. Maria Gurowska, która przed laty skazała na śmierć człowieka ewidentnie niewinnego. Był nim bohaterski komendant Kedywu Komendy Głównej AK, gen. August Emil Fieldorf 'Nil', powieszony w wyniku decyzji Gurowskiej w więzieniu mokotowskim 24 lutego 1953 r. [...]. Na pierwszą rozprawę oskarżona nie stawiła się, przedstawiając za pośrednictwem swego obrońcy zaświadczenie lekarskie z maja br. o złym stanie zdrowia. Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego mec. Izabela Skorupkowa tak to skomentowała: 'Gdy staje sprawa odpowiedzialności sądowej, zaczyna się istna epidemia. Kolejno Jaruzelski, Kiszczak, Gurowska nie mogą odpowiadać przed sądem ze względu na chorobę'. Mimo protestu [mec. Skorupkowej] sąd odroczył rozprawę, nakazując badanie lekarskie oskarżonej". Dziewięć lat to dla III RP było za mało, by osądzić zbrodniarkę. Zatwardziałą zbrodniarkę, bo do końca życia twierdziła, że wyrok śmierci na generała był słuszny [!], a ona działała "na podstawie obowiązującego wówczas prawa". Trzeba przyznać, że jest w tym żelazna logika. Prawo było "sowieckie", "rewolucyjne". "Nil" nie nadawał się do "resocjalizacji", ponieważ już w młodości "walczył z młodym państwem radzieckim", jak napisano w uzasadnieniu wyroku. Gurowska powinna być sądzona w wolnej Polsce nie za to, że nie przestrzegała obowiązującego w roku 1952 prawa, lecz za to, że dopuściła się zbrodni na człowieku walczącym o niepodległy byt Polski! Paradoks Hemara Tylko że polski wymiar sprawiedliwości nie posługuje się dziś takimi kategoriami, ponieważ traktuje powojenne dominium sowieckie w Polsce jako suwerenne państwo! Jakżeby inaczej, skoro obecna Polska jest tego dominium następcą prawnym?! Skoro w wydawanej w roku 2005 Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN z całą powagą twierdzi się, że Bierut był prezydentem Polski! Skoro twierdzi się, że Polska sowiecka miała "sejm" i że odbywały się "wybory" do tego "sejmu"! To zawsze bardzo dziwiło, wręcz zdumiewało Mariana Hemara, który z dalekiego, nieosiągalnego dla rodaków z kraju Londynu pisał w roku 1953: "Nie mogę się domyśleć, po co im ta zabawa, w jakieś 'wybory do sejmu', w jakieś 'wyborcze prawa' [...]. Pełnoletni bandyci, oprawcy i złodzieje bawią się w demokrację, w prawa i przywileje [...]. Cały kraj mają w garści, ukradli i dzierżą w łapie, jak się żywnie spodoba bolszewickiemu satrapie [...]. Już twoją duszą zgubioną diabły z bezpieki kupczą. Już oni ciebie zgomułczą! Już oni ciebie zosubczą! [...] I naraz te diabelskie syny, kuzyny i szwagry, po zabawach w procesy, w rewizje, czystki, łagry, w egzekucje i zsyłki, w śmierć ludzką i ludzki lament, bawią się. W co? W demokrację, w narodowy parlament!". Marian Hemar już dawno nie żyje. Wydawało się, że paradoks, który tak trafnie przedstawił w swoim wierszu, należy do przeszłości. Jest jednak inaczej. Komunizmu już podobno w Polsce nie ma, a my dalej uprawiamy zabawę polegającą na traktowaniu sowieckiego dominium jako suwerennego państwa i dzieląc włos na dwoje, roztrząsamy, czy zbrodniarze mordujący najlepszych ludzi, jakich miała Polska, działali "zgodnie z obowiązującym wówczas prawem"! Kazali... W grudnia 1950 r. "Nil" został osadzony w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie. Śledztwo prowadził, a raczej preparował, ppor. Kazimierz Górski, który sporządził zakłamany akt oskarżenia, pełen zmyślonych zarzutów. Jego też nie dosięgnęła nierychliwa ręka sprawiedliwości III RP. Twierdził, że tylko zapisywał zeznania generała. "Charakter śledztwa nie zależał ode mnie, wykonywałem tylko rozkazy przełożonych". Ile razy słyszeliśmy to wcześniej z ust zbrodniarzy niemieckich. Befehl ist Befehl! Ilu peerelowskich i postpeerelowskich pisarczyków snuło na ten temat swoje refleksje. O "Nilu" nie napisał żaden, nawet wtedy, gdy już było wolno. Kazimierz Górski nigdy nie stanął przed sądem, choć w jego przypadku nie było problemu z ekstradycją. Mieszka w Warszawie. Towarzysz prokurator Przygotowany przez Górskiego akt oskarżenia podpisał prokurator Benjamin Wajsblech. To on oskarżał "Nila" przed sądem. Jeszcze za Peerelu zarzucano Wajsblechowi przetrzymywanie ludzi w areszcie bez uzasadnionej przyczyny, preparowanie akt śledztwa poprzez usuwanie zeznań korzystnych dla oskarżonych, psychiczne i fizyczne znęcanie się nad przesłuchiwanymi. Zwolniono go z prokuratury po 1956 r., dożywał na wysokiej emeryturze dla "zasłużonych". Zmarł już w czasach III RP, ale jakoś wszyscy o nim zapomnieli. "Autorytet" Sędziowie Sądu Najwyższego Emil Merz, Igor Andrejew i Gustaw Auscaler podtrzymali 20 października 1952 r. wyrok śmierci na generała. Andrejew to człek wielce zasłużony. Współautor kodeksu karnego z roku 1969. Jego podręczniki do dziś polecane są studentom prawa! W roku 1988 Uniwersytet Warszawski opublikował kolejny tom prawniczych "Studia Iuridica" specjalnie dla "uczczenia pracy naukowej Igora Andrejewa" [!]. Podobno profesorowie nie wiedzieli o jego haniebnej roli w skazaniu "Nila". Nie wiedzieli?! Wiedzieli, ale myśleli, że sprawa już przyschła! Kiedy rok później zrobiło się o niej głośno, usunięto Andrejewa z Rady Naukowej Instytutu Prawa Karnego UW. Wszystko, tylko nie skandal. "Azylant" Sędzia Emil Merz już nie żyje, a sędzia Gustaw Auscaler wyjechał w 1968 r. do Izraela, gdzie go powitano z otwartymi rękami jako niewinną ofiarę "polskiego antysemityzmu". Był poszukiwany listem gończym, ale wśród swoich nic mu nie groziło. Zresztą, on nawet nie był sędzią, nie skończył żadnych studiów, tylko partyjne kursa. W razie czego też mógłby powiedzieć, że mu kazali. Wybrała wolność... Tak samo jak Wolińska, w Wielkiej Brytanii znalazła azyl prokurator Paulina Kern, która oskarżała "Nila" przed Sądem Najwyższym. Jeszcze za Peerelu stawiano jej zarzuty łamania prawa. Jeśli świadek obrony był niewygodny, to go po prostu nie wzywała. Kwestionowała wszelkie skargi na fizyczne znęcanie się podczas śledztwa. Kwitowała je krótko: "władze śledcze Polski Ludowej nie biją". Dobrana para Wykonanie wyroku na "Nilu" nadzorowała wicedyrektor Departamentu III Generalnej Prokuratury Alicja Graff. Jej mąż, Kazimierz Graff, oskarżał m.in. kpt. Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca", dowódcę Konspiracyjnego Wojska Polskiego, zamordowanego w lutym 1947 roku. Graffowie spokojnie mieszkają w Warszawie, na "zasłużonej", wysokiej emeryturze. Kombinat zbrodni, jakim był "wymiar sprawiedliwości" Polski Sowieckiej, łączył ludzi. Czy dlatego że czuli się "elitą", czy może dlatego że przynajmniej przed sobą nie musieli się wstydzić? Wykonywali wszak tę samą, brudną robotę. "Nie masz zbrodni bez kary"? Licealiści polscy zapisują w swoich zeszytach słynne słowa z ballady "Lilie" Adama Mickiewicza: "Nie masz zbrodni bez kary". To kwintesencja romantycznego idealizmu. Tylko że młody Mickiewicz nie słyszał jeszcze wtedy o komunizmie i nie miał pojęcia o perfidii jego pogrobowców... Grób "Nila" Nie wiemy, gdzie złożono śmiertelne szczątki generała. Oprawcy zadbali, byśmy nigdy nie mieli co do tego pewności. W końcu ze wszystkich zamordowanych po wojnie żołnierzy niepodległej Rzeczypospolitej ten był najwyższy rangą! Innymi, równie znaczącymi, zajęli się sami Sowieci, na przykład dowódcą Armii Krajowej gen. Leopoldem Okulickim. Nawet nie wiemy, kiedy został zamordowany, bo przecież protokołu z wykonania wyroku śmierci nie ma. Został skazany "tylko" na 10 lat więzienia... Generał "Nil" może spoczywać na Służewcu. Na pewno nie w alei zasłużonych jakiegokolwiek warszawskiego cmentarza, bo tam miejsca zarezerwowano dla sowieckich kolaborantów: aparatczyków, bezpieczniaków, Sowietów "pełniących obowiązki Polaków", sędziów nie wahających się zabijać bohaterów walczących o nasz niepodległy byt, posłusznych prokuratorów, pisarzy z "frontu walki ideologicznej" i innych, na swój sposób "zasłużonych". Wśród nich znajdziemy pułkownika NKWD, powojennego "obywatela prezydenta", zbrodniarza odrzucającego wnioski o ułaskawienie, chętnie pokazującego się wśród dzieci... Badania z użyciem georadaru prowadzone były w lecie zeszłego roku na parkingu koło cmentarza przy ulicy Wałbrzyskiej w Warszawie. To miejsce, które służyło komunistycznemu ministerstwu bezpieczeństwa do skrytych pochówków jego ofiar: "dół kryjomy", jak w pamiętnym wierszu Mickiewicza o matce Polce, wapno, udeptana ziemia jak w bajce Antoniego Goreckiego o diable, który chciał ukryć przed człowiekiem rozsypane na jego drodze ziarno. Ziarno niepodległości, która nigdy nie jest dana raz na zawsze. Jeśli nie wiadomo, gdzie jest grób "Nila", to może być wszędzie - w postaci tablicy z napisem, symbolicznej mogiły. Przede wszystkim w naszych sercach.
Piotr Szubarczyk IPN Gdańsk
ZBRODNIE KOMUNISTÓW- "Gen. August Emil Fieldorf 'Nil' " 1/2
ZBRODNIE KOMUNISTÓW- "Gen. August Emil Fieldorf 'Nil' " 2/2
No comments:
Post a Comment