Wednesday, August 29, 2007

Antynarodowa publicystyka "Wprost"


Antynarodowa publicystyka "Wprost"
Nasz Dziennik, 2007-08-29
Prof. Jerzy Robert Nowak


Istotnym aspektem antynarodowej publicystyki tygodnika "Wprost" było zafałszowywanie historii stosunków polsko-żydowskich. Gazeta upowszechniała opinie wyolbrzymiające rzekomą groźbę ksenofobii, rasizmu, antysemityzmu w Polsce. Jednym z ulubionych motywów tematyki "Wprost" stało się również przyprawianie Polakom gęby "okrutników" i "katów" wobec innych nacji, wbrew jakiejkolwiek prawdzie historycznej.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że niektóre teksty "Wprost" prosiły się o jak najszybszą interwencję prokuratora z uwagi na wagę oszczerstwa godzącego w dobre imię Narodu Polskiego. Jako przykład mogą posłużyć stwierdzenia starego agenta SB Andrzeja Szczypiorskiego w artykule pt. "Daltonizm polityczny" ("Wprost" z 23 lutego 1997 r.). Szczypiorski napisał tam m.in., że Hitler "twórczo rozwinął" koncepcje polskich antysemitów. Innym przykładem może być tekst Wiesława Kota o "Liście Schindlera" Stevena Spielberga ("Wprost" z 6 lutego 1994 r.). Kot pisał tam, że "Schindler jest ślepy na teorie rasistowskie, po prostu kocha życie i w zabijaniu swych żydowskich współpracowników dostrzega unicestwienie części Europy, czyli to, co my w Polsce dostrzegliśmy kilka dziesięcioleci później". Wypowiedź ta padła tak po prostu, jakby nie było Ireny Sendlerowej, która uratowała więcej osób niż Schindler, bo 3500 żydowskich dzieci. Jakby nie było miliona Polaków bezpośrednio zaangażowanych w ratowanie Żydów, jakby nie było tysięcy Polek i Polaków straconych wraz z rodzinami z tego powodu, jakby nie było największej liczby drzewek "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata", zasadzonych ku czci ponad 6 tys. Polaków przed Yad Vashem w Jerozolimie!

Zagłada Żydów a polskie sumienie
Do najbardziej niegodziwych przykładów zafałszowywania historii na łamach "Wprost" należała rozmowa Jerzego Sławomira Maca i Zofii Stachury z naczelnym rabinem Polski Inkasem Menachemem Noskowiczem "Miejsce najświętsze" ("Wprost" z 23 sierpnia 1998 r.). W czasie rozmowy rabin Noskowicz powiedział m.in.: "Rząd Polski jest odpowiedzialny przed całym narodem żydowskim, by nie zaznawał więcej cierpień. Na ziemi polskiej zginęło sześć milionów Żydów z całej Europy. Tutaj powstała wielka fabryka zagłady. Polska powinna więc oddać ten kawałek ziemi jej ofiarom. Dlatego kilka miesięcy temu proponowałem, by Auschwitz przyznano status eksterytorialności. (...) Nie wolno zapomnieć, że Niemcy dokonali zagłady na tej ziemi. To obciąża polskie sumienie (podkr. - J.R.N.). Dlatego Polska jest coś winna tym, którzy byli tu zwożeni na śmierć z całej Europy. (...) Przecież prezydent Wałęsa podczas wizyty w Izraelu przeprosił Żydów za Zagładę. Ale to nie wystarczy (podkr. - J.R.N.). W ślad za tym muszą iść czyny narodu polskiego, dowodzące kontynuacji tych przeprosin. Takim dowodem byłaby eksterytorialność Auschwitz. To byłoby bardzo dobre dla Polski".
Można było tylko być zdumionym słowami rabina, który uznał, że skoro Niemcy dokonali zagłady Żydów na polskiej ziemi, to fakt ten "obciąża polskie sumienie". Podobnie jak kłamliwym stwierdzeniem, że prezydent Wałęsa przeprosił Żydów za zagładę. Znamienne, że dobrana para redaktorów z "Wprost" nie zareagowała ani zdaniem na pomówienia rabina Noskowicza wobec Polaków. Jak wiadomo, rabin-hucpiarz musiał jednak w końcu opuścić Polskę po sławetnym incydencie, gdy arogancko wymachiwał palcem przed nosem Ojca Świętego. Warto dodać, że zaledwie na tydzień przed sławetnym wywiadem M. Noskowicza dla "Wprost" redaktor naczelny Marek Król wystąpił z sugestią, iż tę część obozu Auschwitz, gdzie dokonano największego w dziejach ludzkości mordu Żydów, powinniśmy po wsze czasy podarować narodowi żydowskiemu (Establishmenty społeczne, "Wprost" z 16 sierpnia 1998 r.).

W zderzeniu z faktami
"Wprost" upowszechniało opinie wyolbrzymiające rzekomą groźbę ksenofobii, rasizmu, antysemityzmu w Polsce. Na przykład Eryk Misiewicz w "odpowiednio" zatytułowanym tekście "Polski apartheid. Czy jesteśmy rasistami?" ("Wprost" z 5 marca 1995 r.) alarmował z powodu rzekomej siły rasizmu w Polsce. Wykorzystywano każdą okazję w celu skrajnie stronniczego uwypuklania różnych "polskich win" wobec Żydów. W sprawach spornych co do zakresu "polskiej winy" autorzy "Wprost" "bezbłędnie" wybierali opcje najbardziej negatywnie świadczące o Polsce i Polakach. Nader typowe pod tym względem były teksty o zbrodni kieleckiej na Żydach z 4 lipca 1946 roku. Autorzy "Wprost" oczywiście konsekwentnie wybierali w tej sprawie opinie głoszące, że był to pogrom Żydów dokonany przez tłum "antysemickich Polaków", stanowczo odrzucając wszelkie przypuszczenia na temat roli NKWD i polskiej bezpieki. (Zachowanie to zresztą nie dziwiło w przypadku redaktorów postkomunistycznego tygodnika.) Typowe pod tym względem były artykuły Jerzego Sławomira Maca. W artykule "Kompleks Kielc" ("Wprost" z 30 czerwca 1996 r.) J.S. Mac przypuścił gwałtowny atak na Krzysztofa Kąkolewskiego za jego twierdzenie o roli NKWD w zbrodni kieleckiej. Przypisując ją polskim tłumom, Mac nazwał zbrodnię kielecką "jedną z największych hańb powojennej Europy". W innym tekście - "Zwyczajna zbrodnia" ("Wprost" z 7 lipca 1996 r.), Mac znowu zaatakował K. Kąkolewskiego, zarzucając mu, że u niego "wiara w tysiące agentów NKWD przebranych za bogobojnych kielczan zastąpiła dawny szacunek dla faktów". W rzeczywistości - wbrew Macowi - w zbrodniczych działaniach wcale nie uczestniczyły "tysiące" kielczan. Według ustaleń IPN tłum na ul. Planty nigdy nie przekroczył liczby 500 osób. W kolejnym artykule o zbrodni kieleckiej - "Ukłucie wstydu" ("Wprost" z 14 lipca 1996 r.), Mac posunął się do najskrajniejszego zafałszowania, twierdząc, że 4 lipca 1946 r. "w pogromie uczestniczyło ok. 15 tys. kielczan". Porównajmy tę wyssaną z palca Maca liczbę z danymi IPN o maksimum 500 osobach uczestniczących w wydarzeniach na Plantach.
Tenże redaktor "Wprost" J.S. Mac snuł również antypolskie oskarżenia przy okazji badań sprawy zbrodni w Jedwabnem. W tekście pt. "Upiory Jedwabnego" ("Wprost" z 28 stycznia 2001 r.) Mac z oburzeniem reagował na wszelkie próby podważania podanej przez taki "autorytet" jak J.T. Gross liczby zamordowanych w Jedwabnem Żydów. Akcentował, że etnolog z UJ Dariusz Czaja uważa za hańbę rozważanie, czy w Jedwabnem zginęło 1600 Żydów, czy "tylko" 900 Żydów. Okazało się w czasie ekshumacji, że zginęło o wiele mniej, bo od 250 do 300. Zapytajmy, czy nie było raczej hańbą domaganie się przyjmowania na wiarę twierdzeń Grossa w odniesieniu do liczby zamordowanych Żydów? Jako jaskrawy dowód "polskiego antysemityzmu" przyjmował Mac twierdzenia, że stodoła w Jedwabnem była za mała, by pomieścić 1600 osób. Mac z werwą formułował najbardziej absurdalne antypolskie twierdzenia w stylu: "Polacy ze swą ksenofobią i nigdy nie wyplenionym antysemityzmem pasują do wschodnioeuropejskiego otoczenia". Zaledwie dwa lata później te antypolskie dywagacje Maca zostały miażdżąco obalone, o dziwo, w tekście Dawida Warszawskiego. Ubolewając nad wciąż nasilającymi się rozmiarami antysemityzmu w zachodniej Europie, D. Warszawski przyznawał: "Na Zachodzie sytuacja jest na tyle poważna, że w kwietniu ubiegłego roku [2002 - J.R.N.] szefowie MSW Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Belgii, Hiszpanii we wspólnym oświadczeniu potępili "falę rasistowskiej przemocy". Według Warszawskiego: "Na tym tle sytuacja na wschodzie Europy wygląda pocieszająco" ("Nowe getto Żydów", "Wprost" z 26 stycznia 2003 r.). Dość przypomnieć takie fakty jak spalenie synagogi w Marsylii, podpalenie synagogi w Lyonie czy obrzucenie butelkami z benzyną żydowskiej świątyni w Erfurcie. Wiceszef Centralnej Rady Żydów w Niemczech Michel Friedman uskarżał się, że co roku niszczone jest 60 cmentarzy żydowskich w Niemczech (według tekstu P. Cywińskiego pt. "Cichy pogrom", "Wprost" z 2 września 2001 r.). Redaktor "Wprost" Piotr Cywiński przypomniał w wywiadzie z Paulem Spieglem, przewodniczącym Centralnej Rady Żydów w Niemczech, iż "56 lat po wojnie przed berlińską synagogą stoją policyjne wozy pancerne, całodobową ochronę mają cmentarze i inne obiekty żydowskie" (Niemiecki mur, Rozmowa P. Cywińskiego z P. Spieglem, "Wprost" z 2 września 2001 r.). Tomasz Lis wypłakiwał się we "Wprost", że większość zachodnich Europejczyków uznała Izrael za szczególnie wielkie zagrożenie dla świata. Ponadto - jak się okazało - "najwięcej osób uważających Izrael za największe zagrożenie dla światowego pokoju jest wśród ludzi wykształconych" (Hańba europejska, "Wprost" z 16 listopada 2003 r.).
Na tle nasilenia antysemityzmu w Europie Zachodniej nagle nawet we "Wprost" zaczęto uznawać polski antysemityzm za "marginalny" (K. Grzybowska, Antysemityzm zastępczy, "Wprost" z 10 lipca 2005 r.). Zrobiono to rzeczywiście rychło w czas! Dariusz Baliszewski, sam skądinąd wypisujący od czasu do czasu zupełne bzdury o polskiej historii, przyznał poniewczasie: "Gdzie jest ten polski nacjonalizm, skoro Polska jest jedynym europejskim krajem, w którym w ostatnich latach poprawiło się nastawienie do obcokrajowców, w tym czarnoskórych i Azjatów?" (Czy jesteśmy nacjonalistami?, "Wprost" z 2 kwietnia 2006 r.). Jak na tle tych opartych na faktach tekstów D. Warszawskiego, P. Cywińskiego, K. Grzybowskiej i D. Baliszewskiego, publikowanych na łamach "Wprost", wyglądały cytowane tu wcześniej antypolskie uogólnienia J.S. Maca? Dlaczego nie zareagował na nie nikt z redakcji "Wprost"? Tylko kto miał zareagować?
Sprawa Jedwabnego stała się okazją do wysunięcia różnych antypolskich oskarżeń przez Valerego Amiela, byłego przedstawiciela Izraela w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Zaiste wielce ciekawa to postać. Pamiętam, jak zaledwie na miesiąc przed wykryciem afery Baksika i Gąsiorowskiego Amiel zachwalał Baksika jako swego rodzaju "cudotwórcę" w sferze gospodarki. Mówił do redaktorów "Gazety Bankowej", że przy Baksiku czuje się jak Salieri przy Mozarcie. Baksik - Mozart. To jest to! Specjalista od tego typu porównań V. Amiel stwierdził na łamach "Wprost", iż "Jedwabne to tragiczny przykład ludobójstwa dokonanego rękoma Polaków" (Prawda lustra, "Wprost" z 4 lutego 2001 r.). W tymże tekście Amiel z werwą, po mentorsku pouczał Polaków, że jest ciągle jeszcze zbyt wiele zafałszowań spraw żydowskich w polskich podręcznikach. W rzeczywistości nigdy błędy w polskich podręcznikach na temat spraw żydowskich nie dorównywały skali przekłamań na temat Polaków, jakie występowały w izraelskich podręcznikach. Jakże często oskarżano nas tam o współudział w mordowaniu Żydów w czasie wojny lub nazywano obozy zagłady "polskimi". Spośród różnych kłamstw o Polsce w izraelskich wypisach do nauki historii znalazł się m.in. tekst głoszący, że J. Piłsudski "wprowadził dyktaturę. Po jego śmierci przerodziła się ona w dyktaturę faszystowską, trwającą aż do wybuchu II wojny światowej. W latach 30. Polska zniechęcona słabością Francji, zawarła przymierze z nazistowskimi Niemcami". Tak to w podręczniku izraelskim znalazło się kłamstwo godne propagandystów z kręgu Goebbelsa czy Mołotowa!
W czasie publikowanej w lutym 2001 r. we "Wprost" rozmowie J.S. Maca z J.T. Grossem doszło do ataku Grossa na Sławomira Radonia, szefa kolegium IPN. Gross, aby podkreślić swą rzekomą "wielkoduszność" wobec Polaków, zaakcentował: "(...) nie chciałem publikować "Sąsiadów" najpierw w Ameryce, by nie generować antypolskich nastrojów" (Próba sumienia. Rozmowa J.S. Maca z J.T. Grossem, "Wprost" z 11 lutego 2001 r.). Kilka lat później Gross dziwnie nie miał żadnych skrupułów, publikując o wiele bardziej antypolską książkę "Fear" (Strach) najpierw w USA. A propos "Strachu" Grossa - kiedy wreszcie "Znak" wyda zapowiedziany przez to wydawnictwo przekład "Strachu" Grossa? Deklarowany przez wydawnictwo termin już minął. Być może przestraszono się całkowitej kompromitacji z powodu wydania tego antypolskiego i antykatolickiego - co tu dużo mówić - gniota. Czemu jednak nie mają odwagi cywilnej, by przyznać to polskim czytelnikom?
Wśród publikacji o Jedwabnem "wyróżnił się" swą oskarżycielską gwałtownością artykuł Dawida Warszawskiego (Geberta) pt. "Trupi uścisk" ("Wprost" z 15 lipca 2007 r.). Gross atakował to, że "do Jedwabnego potrafił przyjechać prezydent, lecz nie premier i prymas. Moralny szantaż, który każe kryć, usprawiedliwiać, czy choćby rozumieć sprawców zbrodni - bo on wszak z naszych - nic nie stracił jeszcze całej siły swego trupiego uścisku". Dość szokujący był taki typ oskarżeń rzucanych pod adresem Prymasa Polski Józefa Glempa i premiera Jerzego Buzka.

Polacy jako "okrutnicy" i "kaci"
Jednym z ulubionych motywów tematyki "Wprost" stało się przyprawianie Polakom gęby "okrutników" i "katów" wobec innych nacji, wbrew jakiejkolwiek prawdzie historycznej. Na przykład jeden z antypolskich zagończyków "Wprost" Wiesław Kot pisał w tekście pt. "Nałóg współczucia" ("Wprost" z 25 czerwca 1995 r.), że "Polacy, którzy kochają rolę ofiary, nie mogą znieść, iż wobec Żydów zdarzało im się wystąpić w roli kata". Podobnego typu ataki na Polaków zaznaczyły się szczególnie mocno w publicystyce Jerzego Sławomira Maca. Najskrajniejszy pod tym względem był tekst pt. "Nasze winy", nie wiem czemu akcentujący w tytule słowo "Nasze", gdy pisany był z pozycji zajadłego wroga Polski i Polaków. Dodatkowo oburzał fakt, że artykuł pełen pomówień pod adresem Polaków ukazał się 24 grudnia 2000 roku, stanowiąc dość szczególny "prezent pod choinkę". Kiedyś Polaków Sowieci mordowali w wigilię Świąt Bożego Narodzenia, paszkwilant z "Wprost" w tym uroczystym dniu próbował mordować nas piórem. Już na wstępie Mac zaczynał od najskrajniejszych oskarżeń, pisząc: "Pielęgnujemy zbiorowe przeświadczenie, że byliśmy heroicznymi ofiarami procesów dziejowych: wojen, agresji sąsiadów, spisków wielkich mocarstw i zdrady sojuszników. Jak inne nacje idealizujemy przeszłość, a przecież "Chrystus narodów" nader często występował w roli kata".
Wbrew kłamstwom Maca mamy pełne prawo mówić o sobie jako ofiarach agresji sąsiadów, choćby w kontekście rozbiorów, w których jednym z rozbiorców była Austria, tak "odwdzięczająca się" nam za uratowanie Wiednia przez Jana III Sobieskiego. W odróżnieniu od innych nacji Polacy prawie nigdy nie uprawiali wojen zaborczych, a szlachta polska przeforsowała jako swój przywilej ogromne utrudnienia w podjęciu jakiejkolwiek decyzji walki poza granicami Polski. Jako państwo grzeszyliśmy nadmierną wielkodusznością wobec pokonanych wrogów - vide nieszczęsny "hołd pruski". Trudno wręcz porównywać rejestr krzywd wyrządzonych przez nas innym z rejestrem zbrodni popełnionych na Polakach przez Rosjan, Niemców czy Ukraińców.
Mac starannie zafałszowuje bilans stosunków ukraińskich w XX wieku. Gromko oskarża nas o pacyfikacje wsi ukraińskich w latach 30. i o akcję "Wisła", równocześnie całkowicie przemilczając wymordowanie ponad stu tysięcy Polaków przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1942-1943. Przemilcza ludobójcze rzezie, w czasie których dopuszczano się najohydniejszych okrucieństw, rozbijania główek niemowląt o ściany domów, obcinania piersi kobietom, przecinania piłami brzuchów mężczyzn. Równie kłamliwy jest kreślony przez Maca obraz stosunków z Żydami, począwszy od podanych przez paszkwilanta z "Wprost" zmyśleń o 150 pogromach Żydów w latach 1935-1937. Z tekstu Maca zupełnie wyparowała zbrodnicza rola Niemców, nagle zastąpiona przez antypolskie oskarżenia typu: "Bez niczyjej pomocy Polacy wymordowali swych żydowskich sąsiadów w Jedwabnem i Radziłowie (...)". Pomijając najkrótsze nawet konstatacje o zbrodniach niemieckich w Polsce, Mac rozpisywał się o tym, jak bardzo byliśmy okrutni wobec Niemców po wojnie, akcentując: "Charakter czystki etnicznej nosiła powojenna, obfitująca w akty okrucieństwa, deportacja Niemców. Ofiarą tego aktu odpowiedzialności zbiorowej były głównie dzieci, starcy, inwalidzi i kobiety. W obozach przejściowych w Łambinowicach, Potulicach, Mysłowicach, Świętochłowicach, Sikawie i Blachowni osadzeni marli z głodu". Mac całkowicie przemilcza fakt, że w najgorszym z tych obozów - Świętochłowicach, gdzie rzeczywiście doszło do zbrodniczych, wręcz ludobójczych działań, Polacy nie byli katami, lecz ofiarami razem z Niemcami. Katami byli tam wyłącznie żydowscy ubecy na czele z osławionym Salomonem Morelem i Lilą Potok.
Mac próbował podważyć jako mit twierdzenie, że byliśmy narodem bez Quislinga. Nie był to znów żaden mit, lecz jeden z podstawowych faktów, z których możemy być dumni. Chwalili nas za to przywódcy aliantów: Roosevelt i Churchill, chwalili przeróżni inni politycy i przywódcy książek, od bohaterskiego przywódcy węgierskiego ruchu oporu Andre Bajcsy-Zsilinszkiego po autora wstrząsającego pamiętnika z getta warszawskiego pt. "Scroll of Agony" Chaima Kaplana. Jako rzekomy mit przedstawia Mac stwierdzenie, że byliśmy "najweselszym barakiem w obozie". Twierdzi, że stopień sowietyzacji państwa, zniewolenia społeczeństwa i jego penetracji przez aparat przemocy i propagandy nie były mniejsze w Polsce niż w innych krajach socjalistycznych, a zachowania opozycyjne "były udziałem znikomej części społeczeństwa". I znów trzeba prostować ordynarne kłamstwa J.S. Maca. To przecież tylko opór społeczeństwa powstrzymał w Polsce niszczenie Kościoła w tak bezwzględny sposób, jak gdzie indziej w krajach tzw. obozu socjalistycznego. Tylko w Polsce nie doszło m.in. do likwidacji zakonów. Tylko w Polsce po 1956 r. doszło do kilkunastu wystąpień tłumów wiernych w obronie Kościoła i krzyża, nie mówiąc o faktycznie wygranej przez Kościół batalii wokół Millenium w latach 1965-1966. Tylko w Polsce nie doszło do kolektywizacji wsi. Tylko Polacy - obok Litwinów - mogli poszczycić się długotrwałą walką zbrojną podziemia niepodległościowego przeciwko reżimowi. Tylko w Polsce doszło do tylu zrywów przeciw reżimowi: powstanie w Poznaniu w czerwcu 1956 r., protesty studenckie w 1968 r., bunt robotników Wybrzeża w 1970 r., bunt robotniczy w Radomiu i Ursusie w 1976 r., wielki zryw solidarnościowy lat 1980-1981, który ogarnął tak wiele milionów osób. Nudzi wręcz konieczność przypominania tak oczywistych faktów w zderzeniu z kłamstwami opublikowanymi we "Wprost". Co zaś do rzekomo "znikomo" małej opozycji w Polsce, to była ona bez porównania większa niż w Czechosłowacji, NRD, na Węgrzech czy w Bułgarii. Była ona rzeczywiście największa w całym tzw. obozie i na niej właśnie wzorowali się opozycjoniści w innych krajach. Mac głosi: "Prysnąć może też mit o Kościele niezłomnym", powołując się na donosicielstwo pewnej grupy księży. Przemilcza tylko fakt, że takie donosicielskie zachowania stanowiły prawdziwy margines w działalności duchowieństwa w Polsce. Duchowieństwa, którego wielka część zachowywała się z niebywałym heroizmem, płacąc za to ogromnymi ofiarami, choćby śmiercią bohaterskich kapłanów: Kotlarza, Popiełuszki, Suchowolca, Niedzielaka i tylu, tylu innych.

Druga Rzeczpospolita jako "ciemny kraj sarmacki"
Jerzy Sławomir Mac zaatakował w swoim paszkwilu również Drugą Rzeczpospolitą, robiąc to w stylu pismaków z najgorszych czasów stalinowskich. Oto próbki jego nikczemnej "stylistyki": "II RP usytuowała się na marginesie Europy. Przypominała bardziej latynoamerykańską republikę bananową niż cywilizowane państwo - stwierdza Henryk Wrzosek, historyk państwowości. (...) Obozem koncentracyjnym w Berezie Kartuskiej i internowaniem bez sądu Polska wyprzedziła podobne praktyki w Niemczech hitlerowskich. Czystki etniczne na wschodnich rubieżach były czymś nieznanym w ówczesnej Europie. (...) Po przyjęciu konstytucji kwietniowej Polska, ze swą religią państwową, odpowiedzialnością prezydenta przed Bogiem i historią, dążeniem do anarchii, gettem ławkowym, pogromami mniejszości i sejmowymi bojami o zakaz uboju rytualnego - cofała się wręcz do średniowiecza. Powoływanie się na ciągłość z II RP w naszych staraniach do UE nie jest dobrą rekomendacją, gdyż był to nadal ciemny kraj sarmacki, nie zaś europejski - przekonuje Henryk Wrzosek".
Przy ocenie kłamstw paszkwilu Maca zacznijmy od tego, że przytaczany przezeń jako rzekomy autorytet "historyk państwowości" Henryk Wrzosek jest osobą zupełnie nieznaną w kręgach historyków. Natychmiast po lekturze tekstów Maca zajrzałem do zbiorów Biblioteki Narodowej i... nie znalazłem tam żadnej książki mitycznego Henryka Wrzoska. Być może jest to jakiś maturzysta, bo wyrażane przezeń poglądy nie wskazują na jakikolwiek wyższy stopień wykształcenia. A nawet maturzysta powinien się ich wstydzić. Przypomnijmy, że mimo pewnych ograniczeń demokracji sytuacja w Polsce była bez porównania lepsza niż w wielu innych krajach Europy, choćby w Związku Sowieckim, Niemczech, Włoszech, Hiszpanii, na Węgrzech, w Grecji, Portugalii, Turcji etc. Nie było w Polsce żadnych czystek etnicznych. Przeciwnie, to Polacy padli ofiarą sowieckich czystek etnicznych. W latach 1936-1938 Sowieci wymordowali 111 tysięcy Polaków z Ukrainy i Białorusi, a dalsze kilkaset tysięcy zesłali na wschód. O zbrodniach sowieckich J.S. Mac nic jednak nie pisze. Myślę, że nie warto nawet komentować innych stwierdzeń Maca. Publikując taki tekst, haniebnie skompromitowało się całe "Wprost", i cała redakcja powinna się go wciąż wstydzić, nie mówiąc o potrzebie przeproszenia swych czytelników za tak podły paszkwil przeciwko Polsce. Czy jednak panów Króla i Janeckiego stać na takie uczciwe wyznanie winy?

Polska jako kraj "marazmu intelektualnego" od XV wieku
Zgodnie z generalną skłonnością redakcji "Wprost" do oczerniania Polski i Polaków na łamach tego tygodnika starano się wysuwać najskrajniejsze negatywne uogólnienia o całej historii rozwoju polskiej nauki czy kultury. Dla przykładu fizyk Łukasz A. Turski "zasłynął" na łamach "Wprost" uogólnieniem, że w Polsce panuje ciągły "marazm intelektualny" od XV w. (!) (Milczenie owiec, "Wprost" z 4 maja 1997 r.). Od XV w., a więc od Włodkowica, Długosza, poprzez Kopernika, Frycza-Modrzewskiego, Heweliusza, braci Śniadeckich, Staszica i Kołłątaja, Kolberga, Wróblewskiego, Olszewskiego, Bobrzyńskiego, Balzera, Konecznego, Skłodowskiej-Curie, Brücknera, do Tatarkiewicza, Twardowskiego, Ajdukiewicza, Znanieckiego, Nitscha, A. Zielińskiego, Weigla, Infelda, Manteuffla, Haleckiego etc. etc... Jak określić postawę autora tego typu uogólnienia o polskim "marazmie intelektualnym" od XV wieku i redakcji, która nagłaśnia tego typu treści? Żeby było zabawniej, zaledwie trzy lata później - w tekście "Wprost" z 16 kwietnia 2000 r., można było przeczytać wypowiedź tegoż samego prof. Łukasza A. Turskiego, fizyka: "Polski wkład w światową naukę jest naprawdę ogromny". Czyżby pan Ł.A. Turski zapomniał, że trzy lata temu pisał wręcz przeciwne rzeczy? A może wreszcie douczył się przez trzy lata prawdy o roli polskiej nauki?

O narodowej historii
Postkomunistom z "Wprost" oczywiście bardzo nie odpowiadało odsłanianie "białych plam" na temat komunistycznych zbrodni. Jako odpowiedniego "eksperta" w tej sprawie powołano więc autorkę telewizyjnego kabaretu Olgę Lipińską, która przez lata jaruzelszczyzny z całą siłą łasiła się do reżimu. 21 lutego 1993 r. na łamach "Wprost" ukazał się tekst O. Lipińskiej, godny porównania z bredniami najgorszych PRL-owskich propagandzistów typu płk Wiesław Górnicki. W tekście swym Lipińska wyrażała przekonanie, że człowiek opuszczający szkołę jest już "zbrzydzony tematami typu Katyń i łagry, i w ogóle ideologią narodową, preparowaną na użytek półinteligencji".
W redakcji "Wprost" nader chętnie sięgano do tekstów obrzydzających całą polską narodową historię jako rzekomo pełną bezmyślności i nonsensów. Typowy pod tym względem był wywiad ze starym stalinowcem pisarzem Tadeuszem Konwickim, zamieszczony we "Wprost" w styczniu 1993 roku. Przypomnijmy, że Konwicki w latach pięćdziesiątych raz na zawsze wybrał drogę podeptania AK-owskiego patriotyzmu swojej młodości. W książkach posuwał się do skrajnego zaprzaństwa wobec własnego narodu, wobec sprawy, którą wyznawał w czasie wojny, bezwstydnie hańbił wileńskie AK-owskie ofiary stalinizmu i wysławiał arcykata Polski - J.W. Stalina. Raz wszedłszy na taką drogę, przez całe późniejsze życie dorabiał ideologię. Raz zhańbiwszy się podeptaniem patriotyzmu, musiał odtąd stale uzasadniać, że jest on rzekomo sprawą fałszywą i anachroniczną, a przy tym nienawistną. Wypowiadając się w ankiecie "Wprost" z 28 kwietnia 1992 r., Konwicki wyznał: "Nie jestem patriotą, ale nie chcę się do tego przyznać". Tym donośniej akcentował za to skrajny apologetyczny kult Europy, jako przeciwstawienie dla polskiego "zaścianka" i polskiego "barbarzyństwa". W wypowiedzi na łamach "Gazety Wyborczej" stwierdził: "Tę Europę tak powtarzam i to wygląda na jakiś banał kosmopolityczny. Ale nie, jest to dosyć ważna rzecz, dlatego że powiedzmy sobie szczerze - jest to alternatywa wobec barbarzyństwa i dzikości" (cyt. za "Wprost" z 8 sierpnia 1993 r.).
W wywiadzie we "Wprost" ze stycznia 1993 r. Konwicki z werwą perorował: "(...) mam nadzieję - większy wiatr i europejski przeciąg wydmucha ten nasz europejski zaduch". W tymże wywiadzie snuł antypolskie rozważania historiozoficzne: "Polacy mają zakodowany w sobie instynkt samobójczy. (...) Ja całe pięćdziesiąt lat czekałem na to, aby Polacy się zmienili, miałem nadzieję, że w końcu nabiorą sympatycznych cech, ale na darmo" (Instynkt samobójczy. Rozmowa z T. Konwickim, "Wprost" z 3 stycznia 1993 r.). Konwicki, człowiek, który tak haniebnie wysługiwał się stalinizmowi, był autorem książek pisanych w tonacji "gadzinówek", śmiał jeszcze pouczać swój naród i mówić, jak to on bardzo czekał na to, by jego naród się zmienił. Najbardziej groteskowo zaś brzmiały pojękiwania Konwickiego nad tym, że nie nabraliśmy w końcu "sympatycznych czeskich cech" (czytaj: skrajnego oportunizmu i przystosowania się do władzy) w sytuacji, gdy czołowi Czesi odrzucają te właśnie cechy jako skrajnie antypatyczne. Nie kto inny, jak słynny intelektualista czeski i były dysydent - prezydent Vaclav Havel, niejednokrotnie piętnował w przeszłości "bardzo niebezpieczną linię czeskiej polityki", ucieleśnioną w koncepcji "realizmu wulgarnego", mówiąc: "Mam na myśli realizm charakteryzujący się założeniem "lepszy wróbel w ręku niż gołąb na dachu" (...) mówię o "realizmie" czeskich posłów w sejmie austriackim z ich przetargami i przerażającymi ustępstwami, o "realizmie" Benesza w czasach Monachium, o "realizmie" Hachy i jego koncepcji Czech jako oazy spokoju we wzburzonej Europie, o "realizmie" niewolniczej orientacji stalinowskiej Benesza i Gottwalda po wojnie, o "realizmie "konsolidacji Husaka""" (J. Lederer "Czeskie rozmowy", Warszawa, "Przedświt" 1987, wyd. podziemne, s. 27).
Z jakąż lubością nagłośniono we "Wprost" w grudniu 1992 r. antypolskie wypowiedzi Jana Karskiego, który z dawnego podziemnego kuriera państwa polskiego pod koniec życia przekształcił się w żałosnego renegata. W wywiadzie dla "Wprost" Karski głosił zgodnie z tezami skrajnego masochizmu narodowego m.in.: "W ciągu minionych trzystu lat przegraliśmy wszystkie wojny, wszystkie powstania, wszystkie zrywy narodowe. Jedyny wyjątek to wojna 1920 r. i zwycięstwo "Solidarności" w 1989 r." (Rozmowa z J. Karskim we "Wprost" z 20 grudnia 1992 r.). Trudno zrozumieć, dlaczego Karski zaczął swe wyliczania od trzystu lat, a więc od 1692 roku. Przypomnijmy, że w 1699 r., w pokoju karłowickim Polska odzyskała Kamieniec Podolski. W 1711 r. zakończyła się wojna północna, którą trudno nazwać naszą klęską - formalnie byliśmy stroną zwycięską w wojnie ze Szwecją, choć u boku faktycznego zwycięzcy Piotra I. Wojny o tron Polski między Stanisławem Leszczyńskim a Augustem II, a później Augustem III miały charakter wojen domowych, choć ostatecznie rozstrzygnęła w nich popierająca Sasów Rosja. Fatalne skutki przyniosła klęska pierwszego wielkiego polskiego zrywu - konfederacji barskiej, a potem kolejne klęski - upadek Sejmu Czteroletniego i upadek Powstania Kościuszkowskiego. Czy po 1795 r. można mówić jednak tylko o samych klęskach? Czy można nazwać klęską walkę Legionów Dąbrowskiego po stronie Napoleona, jeśli przyczyniła się ona do powrotu Polski w 1807 r. na mapę Europy w formie Księstwa Warszawskiego? Dwa lata później Księstwo Warszawskie wyszło zwycięsko ze swych pierwszych bojów w wojnie z Austrią, wydatnie powiększając swe terytorium. Później, w XIX w., spotykają nas rzeczywiście same przegrane, choć warto wspomnieć o wygranej gospodarczej Poznańskiego w bojach przeciw germanizacji.
Wiek XX, na szczęście, to nie tylko zwycięstwo 1920 r. i sukces "Solidarności" - jak głosił Karski. To również triumf Powstania Wielkopolskiego w 1918 r. i ostateczny sukces Powstań Śląskich. To również udział w rozpoczętej z powodu napaści na Polskę w 1939 r. wojnie przeciwko III Rzeszy, zakończonej zwycięstwem koalicji, w której uczestniczyliśmy (inna sprawa to kwestia porzucenia Polski wraz z resztą Europy Środkowej na łaskę Rosji przez mocarstwa zachodnie, które w ten sposób przegrały zwycięstwo 1945 r.). Czas powojenny to również zwycięstwo Narodu wobec totalitarnej władzy w październiku 1956 r., w 1966 r. (w czasie Millenium) i w grudniu 1970 r. Wszystko to "dziwnie" przemilczał Jan Karski, bo nie pasowało do jego ulubionego schematu wizji historii, poniżającego Polaków. Żałośnie groteskowe były podjęte we wspomnianym wywiadzie dla "Wprost" przez Karskiego próby wyszydzania polskich tradycji walki "za wolność naszą i waszą". Według Karskiego: "Kiedy Polacy zaczną się "opiekować" albo walczyć za jakiś naród, to przysporzą mu więcej kłopotów niż pożytku. Może więc byłoby dobrze, aby ktoś powiedział: "Polacy nie walczcie o nas!"" (Grzech pychy. Rozmowy z J. Karskim, "Wprost" z 20 grudnia 1992 r.). Szkoda że Karski nie wyjaśnił, na czym polegały rzekome kłopoty przysparzane przez Polaków narodom, za które walczyli. Może by wyjaśnił jednak również przyczyny obchodzenia Dnia Pułaskiego w Stanach Zjednoczonych i sławy Kościuszki jako twórcy fortyfikacji w Westpoint, wysławiania pamięci księcia Poniatowskiego jako marszałka Francji, tradycji bohatera węgierskiej walki niepodległościowej 1848-1849 generała Bema i czci, jaką do dziś otacza się jego postać na Węgrzech. Może by wyjaśnił, dlaczego w Wielkiej Brytanii do dziś wspomina się zasługi polskich lotników w Bitwie o Anglię. W Norwegii wspomina się polskich bohaterów walk o Narwik, we Włoszech czci się pamięć polskich uczestników szturmu na Monte Cassino i polskich wyzwolicieli Bolonii, w Holandii otacza się czcią pamięć polskich wyzwolicieli Bredy (ich rolę upamiętnia m.in. pomnik w centrum holenderskiego miasta).
Przytoczone wyżej fakty najlepiej pokazują, jak systematyczne były działania redakcji "Wprost" oczerniające i ośmieszające polską historię, obliczone na zakompleksienie i upokorzenie Polaków. Czy redakcja "Wprost" zdobędzie się wreszcie na przyznanie się do winy, że swym nihilizmem historycznym i antypolonizmem bardzo mocno szkodziła Polsce przez tak wiele lat? Odpowiem na to pytanie ironicznymi słowami słynnego Kisiela (Stefana Kisielewskiego): "Przypuszczam, że wątpię".

No comments: